Krzycz…
Szeptem do mnie mów…
„Katuj, tratuj…“
Znęcaj się nad swoją gitarą.
Nad akordeonem.
Nad mandoliną.
Krzycz, cierp, płacz, nie mów nic.
Wszystko, God, wszystko, tylko nie przeboje z radia.
Mam dosyć przebojów z radia.
Hitów na, kurwa, lato z parasolem nad głową.
Dennych popowych pioseneczek gwiazd szwedzkiego rocka, innych dennych przebojów, na stworzenie których marnuje się prąd, Kate Ryan, Basshunter, żadne „Kylie give me just a chance, let’s go out and dance“, żadne „Tokio“, żadne „ela, ela“, żadne „foko nel foko“.
Przecież to oszaleć można.
Wróciłam z pracy i nawet pal licho moją cieniutką skórkę na rękach, muszę posłuchać muzyki.
Aktualnie jestem obesrana Slashem jak gra muzykę z Ojca Chrzestnego, Paradise City Guns n Roses od czwartej minuty w górę, Jimim Hendrixem na Woodstock ’69 i koncertem Hey Unplugged. I jeszcze koncertem Nirvana live in Montreal 04/17/90.
Mój ideał na tegoroczne lato: ciemna karnacja, zajebiste oczy, najczęściej niebieskie, chociaż zielone (takie kocie, wiecie) są jak najbardziej, krótkie włosy, ażeby było męsko.
Otóż dzisiaj dowiedziałam się, że mój ideał, którego spotykam codziennie o tej samej godzinie, który mówi do mnie „cześć“, „narazie“, „dzięki“ i śmieje się z moich dowcipów, po którym myję szklankę, łyżkę, widelec i nóż i te oto momenty są momentami, w których lubię moją pracę, który wygląda jak Jared Leto, Matt Damon i Brad Pitt w jednym (imaginujecie sobie?), ma na imię Romek.
I, kurwa, Atomek!
może to właśnie Romek jest Twoim Jergenem? ;>:dd;;d ^^
Gefällt mirGefällt mir
Do autorki bloga: Jesteś pojebana, tyle ci powiem.
Gefällt mirGefällt mir