Albo to ciąg dalszy mojego matrixa, kreskówki, galaktyki lub jakzwałtakzwał, albo Bóg ma na imię John, Paul, Ringo lub George.
Jakiś około powiedzmy miesiąc temu sięgnęłam w bibliotece po kolejną książkę z mojej jednej ulubionej półki. Mówię: “A, wezmę sobie McCartneya”.
Przeczytałam książkę o McCartneyu i jak zawsze po przeczytaniu kolejnej biografii z działu muzyki, słucham nowego zespołu. Lub odkrywam stary zespół na nowo, jak w tym przypadku.
Wydaje mi się, że nie rozumiem ich fenomenu… Być może dlatego, że nie miałam naście lat w latach 60., więc nie jestem w stanie pojąć jaką to niesamowitą energię dawała ludziom na całym świecie piosenka rodzaju typu “I Wanna Hold Your Hand”.
Oglądam Pro7, w programie “Taff” o 17 mówią, że Paul McCartney będzie uhonorowany na MTV EMA.
Czytam gazetkę z Empiku, widzę jakieś nowe wydawnictwo Beatlesów.
Oglądam program na RTLu, coś na kształt “Urzekła mnie twoja historia” czy jakiś inny program, gdzie najważniejsze są ludzkie łzy i wywlekanie rodzinnych brudów, piosenka tytułowa “All You Need is Love”.
Oglądam Mtv w czwartek wieczorem, Paul McCartney dostaje nagrodę.
Wstaję rano, mój tata śpiewa “She Loves You”.
MÓJ TATA ŚPIEWA.
RANO.
SHE LOVES YOU.
Dżizyz.
Wahnsinn!