Zorientowałam się wczoraj jadąc beztrosko tramwajem, że komkarta mi się kończy wraz z początkiem nowego miesiąca. Spanikowana uświadomiłam sobie, że dokładnie dzisiaj traci ona swoją ważność, tak więc tym większe było moje zdenerwowanie, kiedy stary pryk na Kapo powiedział, że w soboty nigdzie nie można doładowywać komkarty. Bo jest sobota. Tak więc podróżująca przez miasto na biletach jednorazowych, postanowiłam zostawić sobie mały zapasik na jutro i przespacerowałam się od Mostu Dworcowego do domu mieszkania.
Postanowiłam wstąpić na chwilę do Parku Wilsona, bo lubię sobie tak patrzeć na ten stawik. Patrzałam jaki jest oblodzony i zastanawiałam się, czy są jakieś kaczki – jak to w Buszujący w zbożu – aż tu nagle dobiegły mnie cudowne dźwięki wolnych, swingowych piosenek świątecznych z pobliskiej restauracji. Coś nieziemskiego. Tylko szkoda, że byłam jak zwykle sama.