Jeden tydzień na aklimatyzację, zmianę trybu życia i innego odczuwania mijającego czasu. Ostatecznie 9 godzin dziennie wyjęte z mojego repertuaru własnych uciech to żadna tragedia. Jak to się niby dzieje, że moja doba ma dokładnie tyle samo, ile doba takiego Billa Gatesa, a jaka pomiędzy nami różnica.
Pal licho Billa Gatesa, ile jest matek pracujących na pełny etat, które w takim samym wymiarze godzin ogarniają swój dom, dzieci, partnera i siebie, a wszystko jest picture-perfect.
Teraz babci sranie się skończyło, a to wszystko tylko kwestia lepszej organizacji.
Plan na te wakacje to jazda na rowerze, duuużo jazdy na rowerze, pracowanie nad swoją sylwetką w zadowalającym stopniu, czyli tak, ażeby uda mi się nie trzęsły, nauka hiszpańskiego i czytanie poezji. Tomiki wielkich polskich poetów już piętrzą się u stóp mojego łóżka, a ja lubię sobie je tak dawkować. Rankiem kilka wersetów, przed snem skubnę jeden wiersz…
Czy to znak czegoś niedobrego, że przestałam się sobie podobać bez makijażu?