Jak zwykle mało produktywny dzień wyjazdu.
Zaraz trzeba będzie ściągnąć z szafy walizkę.
Rozłożę ją na środku pokoju i zacznę wrzucać przypadkowe rzeczy porozwalane dookoła, w ułamku sekundy starając się ocenić, co mi się przyda.
I nagle okazuje się, że wszystko jest mi potrzebne.
Dwa czarno-białe zdjęcia mojego taty, kiedy miał 20 lat, był w górach, miał ładny sweter i palił papierosa zapewne też.
Chińskie urządzenie do masażu głowy pobudzające cebulki włosów też.
Podobnie jak kilka opasek do włosów, mimo że żadnej nie noszę.
Cztery pary okularów przeciwsłonecznych.
Dwa rodzaje słuchawek.
Wszystko, wszystko.
Aha, wezmę też dwa kapelusze, bo może będę miała ochotę je włożyć.
Wszystko potrzebne. Małe rzeczy, by wykreować sobie swój własny światek na obcych metrach kwadratowych.