Nastał lipiec, a przywdziać trzeba było akrylowy sweter.
W razie, gdybym miała jakiekolwiek expectations na temat opalania się, chodzenia w krótkich sukienkach i przesiadywania na plaży to wystarczy przyjechać do Świnoujścia – tu pizga niemiłosiernie niezależnie od pory roku, a temperatura oscyluje wokół 15 stopni Celsjusza.
Tymczasem jest pierwszy dzień lipca, a nie jest to mój pierwszy dzień w pracy, nie jestem też na dniu próbnym ani z mizerną miną nie przechadzam się od lokalu do lokalu z szyldem Coca-Coli z ubogim CV pokornie pytając, czy nie szukają kogoś do pracy.
Porzuciłam to na rzecz szeroko pojętego załatwiania różnych spraw, wyjazdu do babci na wieś, uczenia się, poszerzania horyzontów, nadrabiania zaległości i robienia tego, czego już od kilku lat nie robię w wakacje.
Chodzę ostatnio i robię beznadziejne zdjęcia rzeczom, które mi się podobają.
Oto kilka ładnych migawek z ostatniego, beztroskiego spaceru po poznańskim rynku i okolicach.
Kto by pomyślał.
teraz coraz więcej takich ładnych witryn
szyby zapisane jak gdyby białym korektorem
szyby zapisane jak gdyby białym korektorem
a myślałam, że takie balkony tylko w Paryżu
jest tak pięknie, po co wyjeżdżać?;)
cokolwiek “wyoblanie” znaczy