Spędzam obecnie miły tydzień w Świnoujściu odwiedzając rodziców. Jest moja ulubiona pora roku – koniec zimy, przedwiośnie. Plaża i wszystkie tereny przybrzeżne są tak przyjemnie ciche i spokojnie wyludnione. Paradoksem jest dla mnie to, że nawet w zwykły dzień, w taki zwykły czwartek spotykam na ulicach więcej ludzi niż na co dzień w Halle, a przecież teoretycznie nie powinno tak być, wszak Świnoujście to miejscowość turystyczna, w której cokolwiek dzieje się tylko w lato, w sezonie.
Nie potrafię się zrelaksować. I cały czas mi lekko smutno, że zaraz trzeba będzie wracać. Mieszkam w moim starym pokoju, którego różowe ściany mnie niesamowicie drażnią, a mając piętnaście lat myślałam, że to taki ładny kolor. I tak ładnie będzie się komponował z zielonym. I ten dywan z kwiatami taki cudowny! I różowe doniczki i wszystko różowe!
Marzę o prawdziwym urlopie. O świętym spokoju.
Nie mogę powiedzieć, bym na co dzień była szczególnie zestresowana. Nie chodzi o to, że potrzebuję wyciszenia, więcej snu, medytacji, zdrowego żywienia. Chodzi mi o święty spokój, wolną rękę, widok z okna, dobrą książkę i ładne krajobrazy. Żyję nadal w tej rzeczywistości, gdzie mieszkam na wynajmowanych mieszkaniach ze współlokatorami, mieszkania studenckie, stancje, teraz tylko trochę bardziej dojrzałe. Tworzę to dorosłe życie i planuję je coraz to dokładniej, szyję je coraz to grubszymi nićmi, a jednak mam współlokatorów. W moim przyjemnym poranku w białym szlafroku z filiżanką herbaty przeszkadza mi niesamowicie usyfiona kuchnia, bo ktoś miał ochotę gotować wieczorową porą z wykorzystaniem wszystkich garnków. Wszelkie wycieczki to krótkie wypady, couchsurfing, nocowanie u znajomych, sypianie po kilka osób w wynajmowanych pokojach, teraz ewentualnie moi rodzice lub rodzice Juliana, ale ten urlop w teorii, odwiedziny u rodziców to raczej jeszcze intensywniejszy czas niż to samodzielne własne życie. Nie możemy zaszyć się z ksiażką w pokoju, bo przecież trzeba coś robić. Nie możemy spać do dziesiątej i jeść tego, co chcemy na śniadanie, bo zakupy robi ktoś inny i to bardzo wcześnie rano. Trzeba spędzać czas. Trzeba jeździć na wycieczki i chodzić na spacery. Szczególnie w Świno mam ten problem. Cały czas trzeba chodzić na plażę. Nieustannie. Jak nie chodzę na plażę to mam wyrzuty sumienia. Że siedzieć w domu to ja sobie mogę wszędzie, a plaży jeszcze tak pięknej jak w Świnoujściu to nigdzie nie ma.
Wyczekuję wypadu z prawdziwego zdarzenia. Wywczasów, wycieczki, urlopu, relaksu. Nad jakieś jezioro, jakąś wieś. Skoro już nie nad morze, to może w góry. Siedzieć w fotelu i mieć ten niczym nie zakłócony czas.
A to najpiękniejsza plaża na świecie.